Witajcie!
Trzasnęło mnie momentalnie! Impuls, strzał, zachcianka - jak zwała tak zwał....
Wzięłam się za uszycie torby na zakupy - niby niewinnie, prosto i praktycznie, ale...
Rozejrzałam się po moim "składziku", a w nim trzy wielkie kosze + wielka skrzynia z IKEA oraz wszystkie półki bieliźniarki ZAPAKOWANE ROŻNYMI TKANINAMI.
Normalnie złość mnie ogarnęła! Po jaką cholerę ja to wszystko trzymam???
Oczywiście wszystkie kawałki kupione za grosze, a to na poszewkę, a to na obrus, a to na podkładki na stół.
Można tak wymieniać bez końca...
Potem poszło gładko - cztery popołudnia szyłam.
Oczywiście nie są to wyżyny krawiectwa, ale przynajmniej część zapasów wykorzystałam...
Jutro zabiorę je do pracy i trafią w ręce moich koleżanek.
Torba z samolocikiem zarezerwowana jest dla kolegi, którego żona miała operację kolana - więc wiadomo, kto będzie latał po zakupy.
Pozdrawiam
Kasia